niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 26

W rzeczywistości tylko marzę o tym,żeby skopać tyłek temu  całemu szefuńciu. 
- To fajnie - lekko się uśmiecha.
Uwielbiam jej uśmiech, jest taki niewinny a zarazem ironiczny. W  Katy jest coś czego nie potrafię wyjaśnić, jej po prostu nie da się nie kochać. 
- Jakoś nie mogę się odnaleźć w tej całej sytuacji - dodaje po chwili niezręcznej ciszy.
Fakt, ja też.
- No. Nie tylko Ty - mruczę.
- Czemu jesteś taki niemiły? - krzywi się brunetka. 
- Nie jestem niemiły, tylko zdystansowany - tłumaczę patrząc na dziewczynę. Jej oczy zaszły mgłą, a usta ułożyły się w cienką linię. Prawdopodobnie pod wpływem stresu, jaki odczuwa w moim towarzystwie.
- I zły, co nie? Jesteś zły na mnie za to, że nie dałeś mi dojść do słowa - parska. 
Mogę dostrzec na jej czole niewielką zmarszczkę i wydęte usta, wygląda jak mała obrażona dziewczynka.
- Nie wiem o co Ci chodzi - bąkam.
- Może i nie przyjęłabym zaręczyn, ale to na pewno nie dlatego, że Cie nie kocham - wypala. 
- Przed chwilą mówiłaś, że to za wcześnie na takie rozmowy! Może byś się tak określiła w końcu?! - wybucham. 
Ponownie zerkam na dziewczynę, ale nie widzę w niej dawnej Katy. Teraz moje oczy dostrzegają złą i wystraszoną kobietę, której drży warga.
- Nie...  Nie k - krzycz - mówi cicho. 
- Przepraszam - wzdycham. - Naprawdę nie chciałem Cie wystraszyć - mówię łagodnie.
- Co się z nami stało ... - pochlipuje. 
Nie wiem jak mam się zachować. Przytulić, nie dotykać czy w ogóle odejść...
- Wiem, że to moja wina - mówię w końcu.  - Fakt, nie chciałem tego przyznać, ale - urywam. 
- Ale? 
- No, jest mi wstyd, że tak się zachowałem - przyznaję. Czuję ulgę, że to z siebie wyrzuciłem. 
- W porządku, mi też - blado się uśmiecha.
- Możemy wrócić do tego co było? Naprawdę już kompletnie nic do mnie nie czujesz, nie wierzę... - bąkam.
- Nie, Niall. Chcę się usamodzielnić, mówiłam Ci - wzdycha.
- Jesteś samodzielna - uśmiecham się.
- Tak, bardzo - śmieje się.
Gdy chcę palnąć jakąś chamską głupotę dzwoni mój telefon.
- Sorry.  - Halo? - odbieram.
- Gdzie Wy jesteście?
- Nie przeżywaj Harry - śmieję się.
- Nie przeżywam, tylko pytam, co Wy najlepszego robicie? 
- Sam kazałeś mi spiąć dupę, a teraz masz jakiś problem - krzywię się.
- Nie mam żadnego problemu! A róbcie co chcecie - piszczy i się rozłącza. 
- To tylko Harry - mówię Katy.
- Co chciał ? - pyta.
- W sumie to nie wiem - wzdycham. - Pytał gdzie jesteśmy - dodaję po chwili namysłu. 
- Aha - mruży oczy.  - Właściwie to po co mu to wiedzieć - myśli na głos.
- Nie mam pojęcia, po prostu jest wścibski i tyle - wzruszam ramionami. 
- Taa, coś w tym jest - uśmiecha się. 
- Wiesz, co? Powinniśmy częściej jeździć na basen - śmieję się, żeby rozładować atmosferę. 
- Tak, zdecydowanie. Oni teraz się zapewne suszą a leniuchujemy w najlepsze.
- Jutro też idziemy na basen? - pytam z nadzieją.
- Jutro nie... - wzdycha. - Mówiłam Ci.
- A no tak. W takim razie może pojutrze? - nie daję za wygraną. 
- Ale na basen, basen czy tako gdzieś ? - pyta radośnie. - Tako, myślałem może nad jakimś wyjazdem gdzieś dalej... - mruczę.
Sam nie jestem pewien co do moich myśli, ale taki wypad chyba nikomu nie zaszkodzi...
- Ciekawe gdzie - chichocze. 
- Sam nie wiem ... - uśmiecham się.









  _____________________________________________________________________________                                                                         Harry





- I co powiedział? - spytała Carls. 
- Coś tam, że robię problemy. Nie wiem dokładnie o co mu chodziło - tłumaczę.
- Z nim się ostatnio w ogóle dogadać nie można - narzeka blondynka. 
- Zauważyłem, chyba przeżywa te rozstanie - mówię.
- Przeżywa? - kpi dziewczyna.
- Na swój sposób, przecież nie będzie płakał jak mała dziewczynka - marszczę czoło wyobrażając sobie Nialla w takim stanie.
- Nie znam się, nie wiem jak przeżywacie zawody miłosne - lekko się uśmiecha.
- Zależy od chłopaka, nie ma na to zasady - uśmiecham się kładąc dłoń na jej kolano. 
W samochodzie robi się tłoczno, kiedy przychodzi reszta towarzystwa z szatni. Louis zajmuje miejsce obok Caroline, a Matt siada za kółkiem. Nie mógł usiąść z przodu?
 Gdy szatyn zauważa moją rękę na nodze blondynki posyła jej dziwne spojrzenie. Na co ona znacząco odchrząka i zaczyna się wiercić, zrzucając moją rękę.
- Coś nie tak? - pytam całując ją w skroń, tym samym spoglądając na rozzłoszczonego Louisa.Wtedy on odwraca głowę w naszą stronę i wywraca oczami.
- Yhmmm... N - nie ... - bąka Carls.
- Na pewno? Jesteś jakaś dziwna - zauważam.
- Na pewno - odpowiada. - Pogadamy w domu - mówi smutnie. W tym momencie Matt  włącza  radio i dziewczyna już zupełnie przestaje mnie słuchać.



Kilkanaście minut później




 Gdy wchodzę do domu od razu kieruję się do kuchni, wyjmuję piwo z lodówki i idę do salonu. Po drodze natykam się na Caroline.
- Mieliśmy pogadać - przypominam uśmiechając się. Siadamy na kanapę.
- Powiem prosto z mostu... Kochasz mnie? - zakrztuszam  się powietrzem.
- No wiesz...  Trudno powiedzieć - mamroczę.
- Nie, prawda? - prostuje. 
- W jakiś sposób mi na Tobie zależy, ale chyba Cie nie kocham - mówię szczerze.
- Tak myślałam - bąka.
- Przepraszam, źle to powiedziałem - karcę się w myślach.
- W porządku... Ja... Ja Cię też - mówi nieskładnie.
- Ty mnie też co? - pytam zdziwiony. 
- Nie kocham... - mówi cicho.
- Czemu mówisz tak cicho? - zaśmiałem się szeptem.
- Nie wiem - powiedziała normalnie, z uśmiechem.





________________________________________________________________________                                                                    Louis




Siedzę sobie w pokoju, jakby nigdy nic a tu nagle wbiega roztrzęsiona Caroline.
- Co się stało? - spytałem przerażony. 
- Miałeś rację, Louis! - płacze.
- Skarbie... - zaczynam.
- On mnie nie kocha... 




3 komentarze: