niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 26

W rzeczywistości tylko marzę o tym,żeby skopać tyłek temu  całemu szefuńciu. 
- To fajnie - lekko się uśmiecha.
Uwielbiam jej uśmiech, jest taki niewinny a zarazem ironiczny. W  Katy jest coś czego nie potrafię wyjaśnić, jej po prostu nie da się nie kochać. 
- Jakoś nie mogę się odnaleźć w tej całej sytuacji - dodaje po chwili niezręcznej ciszy.
Fakt, ja też.
- No. Nie tylko Ty - mruczę.
- Czemu jesteś taki niemiły? - krzywi się brunetka. 
- Nie jestem niemiły, tylko zdystansowany - tłumaczę patrząc na dziewczynę. Jej oczy zaszły mgłą, a usta ułożyły się w cienką linię. Prawdopodobnie pod wpływem stresu, jaki odczuwa w moim towarzystwie.
- I zły, co nie? Jesteś zły na mnie za to, że nie dałeś mi dojść do słowa - parska. 
Mogę dostrzec na jej czole niewielką zmarszczkę i wydęte usta, wygląda jak mała obrażona dziewczynka.
- Nie wiem o co Ci chodzi - bąkam.
- Może i nie przyjęłabym zaręczyn, ale to na pewno nie dlatego, że Cie nie kocham - wypala. 
- Przed chwilą mówiłaś, że to za wcześnie na takie rozmowy! Może byś się tak określiła w końcu?! - wybucham. 
Ponownie zerkam na dziewczynę, ale nie widzę w niej dawnej Katy. Teraz moje oczy dostrzegają złą i wystraszoną kobietę, której drży warga.
- Nie...  Nie k - krzycz - mówi cicho. 
- Przepraszam - wzdycham. - Naprawdę nie chciałem Cie wystraszyć - mówię łagodnie.
- Co się z nami stało ... - pochlipuje. 
Nie wiem jak mam się zachować. Przytulić, nie dotykać czy w ogóle odejść...
- Wiem, że to moja wina - mówię w końcu.  - Fakt, nie chciałem tego przyznać, ale - urywam. 
- Ale? 
- No, jest mi wstyd, że tak się zachowałem - przyznaję. Czuję ulgę, że to z siebie wyrzuciłem. 
- W porządku, mi też - blado się uśmiecha.
- Możemy wrócić do tego co było? Naprawdę już kompletnie nic do mnie nie czujesz, nie wierzę... - bąkam.
- Nie, Niall. Chcę się usamodzielnić, mówiłam Ci - wzdycha.
- Jesteś samodzielna - uśmiecham się.
- Tak, bardzo - śmieje się.
Gdy chcę palnąć jakąś chamską głupotę dzwoni mój telefon.
- Sorry.  - Halo? - odbieram.
- Gdzie Wy jesteście?
- Nie przeżywaj Harry - śmieję się.
- Nie przeżywam, tylko pytam, co Wy najlepszego robicie? 
- Sam kazałeś mi spiąć dupę, a teraz masz jakiś problem - krzywię się.
- Nie mam żadnego problemu! A róbcie co chcecie - piszczy i się rozłącza. 
- To tylko Harry - mówię Katy.
- Co chciał ? - pyta.
- W sumie to nie wiem - wzdycham. - Pytał gdzie jesteśmy - dodaję po chwili namysłu. 
- Aha - mruży oczy.  - Właściwie to po co mu to wiedzieć - myśli na głos.
- Nie mam pojęcia, po prostu jest wścibski i tyle - wzruszam ramionami. 
- Taa, coś w tym jest - uśmiecha się. 
- Wiesz, co? Powinniśmy częściej jeździć na basen - śmieję się, żeby rozładować atmosferę. 
- Tak, zdecydowanie. Oni teraz się zapewne suszą a leniuchujemy w najlepsze.
- Jutro też idziemy na basen? - pytam z nadzieją.
- Jutro nie... - wzdycha. - Mówiłam Ci.
- A no tak. W takim razie może pojutrze? - nie daję za wygraną. 
- Ale na basen, basen czy tako gdzieś ? - pyta radośnie. - Tako, myślałem może nad jakimś wyjazdem gdzieś dalej... - mruczę.
Sam nie jestem pewien co do moich myśli, ale taki wypad chyba nikomu nie zaszkodzi...
- Ciekawe gdzie - chichocze. 
- Sam nie wiem ... - uśmiecham się.









  _____________________________________________________________________________                                                                         Harry





- I co powiedział? - spytała Carls. 
- Coś tam, że robię problemy. Nie wiem dokładnie o co mu chodziło - tłumaczę.
- Z nim się ostatnio w ogóle dogadać nie można - narzeka blondynka. 
- Zauważyłem, chyba przeżywa te rozstanie - mówię.
- Przeżywa? - kpi dziewczyna.
- Na swój sposób, przecież nie będzie płakał jak mała dziewczynka - marszczę czoło wyobrażając sobie Nialla w takim stanie.
- Nie znam się, nie wiem jak przeżywacie zawody miłosne - lekko się uśmiecha.
- Zależy od chłopaka, nie ma na to zasady - uśmiecham się kładąc dłoń na jej kolano. 
W samochodzie robi się tłoczno, kiedy przychodzi reszta towarzystwa z szatni. Louis zajmuje miejsce obok Caroline, a Matt siada za kółkiem. Nie mógł usiąść z przodu?
 Gdy szatyn zauważa moją rękę na nodze blondynki posyła jej dziwne spojrzenie. Na co ona znacząco odchrząka i zaczyna się wiercić, zrzucając moją rękę.
- Coś nie tak? - pytam całując ją w skroń, tym samym spoglądając na rozzłoszczonego Louisa.Wtedy on odwraca głowę w naszą stronę i wywraca oczami.
- Yhmmm... N - nie ... - bąka Carls.
- Na pewno? Jesteś jakaś dziwna - zauważam.
- Na pewno - odpowiada. - Pogadamy w domu - mówi smutnie. W tym momencie Matt  włącza  radio i dziewczyna już zupełnie przestaje mnie słuchać.



Kilkanaście minut później




 Gdy wchodzę do domu od razu kieruję się do kuchni, wyjmuję piwo z lodówki i idę do salonu. Po drodze natykam się na Caroline.
- Mieliśmy pogadać - przypominam uśmiechając się. Siadamy na kanapę.
- Powiem prosto z mostu... Kochasz mnie? - zakrztuszam  się powietrzem.
- No wiesz...  Trudno powiedzieć - mamroczę.
- Nie, prawda? - prostuje. 
- W jakiś sposób mi na Tobie zależy, ale chyba Cie nie kocham - mówię szczerze.
- Tak myślałam - bąka.
- Przepraszam, źle to powiedziałem - karcę się w myślach.
- W porządku... Ja... Ja Cię też - mówi nieskładnie.
- Ty mnie też co? - pytam zdziwiony. 
- Nie kocham... - mówi cicho.
- Czemu mówisz tak cicho? - zaśmiałem się szeptem.
- Nie wiem - powiedziała normalnie, z uśmiechem.





________________________________________________________________________                                                                    Louis




Siedzę sobie w pokoju, jakby nigdy nic a tu nagle wbiega roztrzęsiona Caroline.
- Co się stało? - spytałem przerażony. 
- Miałeś rację, Louis! - płacze.
- Skarbie... - zaczynam.
- On mnie nie kocha... 




sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 25


 Po każdym wy­buchu ag­resji, czu­jemy się zranieni...





Podkręcam głośność na maksa i oboje śpiewamy na cały głos nie przestając się uśmiechać.
- Wiem - szczerzę się.
-  Gdzie jedziemy? - pyta dziewczyna.
- Sam nie wiem, po prostu jak najdalej od tego całego gówna - powiedziałem pokonując zakręt.
- Za miasto? - proponuje.
- Właściwie to czemu nie... Na wzgórze? - pytam.
- Jasne, kiedyś tam często bywaliśmy. Tyle, że w piątkę - zauważa.
- Jak chcesz to możemy wrócić - wzdycham.
- Nie,nie - zaprzecza szybko. - Tylko to dla mnie szok,trochę - mówi.
- Co masz na myśli ? - dopytuję się.
- Po prostu nie spodziewałam się, że w ogóle przyjdziesz - tłumaczy.
- Dlaczego miałbym nie przyjść ? - krzywię się.
No jasne, wiem ! Może dlatego, że mnie zostawiła, upokorzyła, czy może dlatego, że  bardzo mnie okłamała.
- Bo wiem, że Cie zraniłam - mruczy.
- Też Cie zraniłem...
- Ale nawet w połowie nie tak jak ja Ciebie - broni mnie.
- Nie, źle na to patrzysz. W rezultacie to niczyja wina, że przestałaś mnie kochać - wymuszam uśmiech.
- Co? - skrzywiła się.
- No, powiedziałaś, że już mnie nie kochasz - wspominam jej słowa. - Chyba, że w ogóle mnie nie kochałaś... - dodaję.
- To skomplikowane - wzdycha.
- Właśnie nie. Ty sama sobie to komplikujesz - powiedziałem.
- Ile razy mam Cie przepraszać ?! - warczy.
- Nie chcę żadnych przeprosin ! - krzyczę gwałtownie zatrzymując się na poboczu. Pośpiesznie wysiadam z samochodu i opieram się o maskę. Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza. Mam dosyć.
- To czego chcesz? - pyta nieco spokojniej wysiadając z auta.
- Chcę, żeby wszystko wróciło do normy, rozumiesz? - bełkoczę zdenerwowany.
- Niedługo przyzwyczaimy się do tego co jest teraz i wszystko się ułoży. Może spróbuj poukładać sobie życie z kimś innym? - proponuje i kiedy kończy ostatnie zdanie jej warga znowu zaczyna drżeć. Co jej się dzieje?! Mam ochotę wydrzeć się w niebo głosy, żeby tylko nie ryczała, ale to jeszcze pogorszy sytuację.
- Słucham? Oświadczyłem Ci się a Ty mi mówisz o ułożeniu sobie życia z kimś innym?! - wybucham.
- Niall, uspokój się... - prosi.
- Jak mam być spokojny jak wygadujesz takie głupoty! - krzyczę.
- Chcę, żebyś był szczęśliwy. Nic więcej, przecież nie chcę źle ! - krzyczy.
- Szczęście? Wytłumacz mi co to takiego, bo jakoś zapomniałem !
- Przestań się drzeć ! - próbuje mnie przekrzyczeć.
- Ale Ty mnie denerwujesz - prycham.
- Super, Ty mnie też - mówi poirytowana.
- Dobra, wracamy? - pytam mając nadzieję, że jeszcze ma ochotę gdziekolwiek ze mną jechać.
- Już masz mnie dość? Okej, jak chcesz - warczy.
- Nie mam Cie dość, po prostu się zdenerwowałem. Przepraszam - mruknąłem.
- W porządku - wzdycha. - Ja też przepraszam - uśmiecha się.
- To co, jedziemy ? - pytam. Katy twierdząco kiwa głową. Gdy wsiadamy do samochodu dziewczyna postanawia przerwać ciszę :
- Mogę Cie o coś spytać ?
- Jasne, pytaj - uśmiecham się.
- Tylko obiecaj, że się nie zdenerwujesz - prosi.
- Obiecuję.
- Od kiedy masz problemy z ... no wiesz... z agresją ? - pyta.
- Nie mam problemów z agresją - krzywię się. - Ostatnio chodzę poddenerwowany, ale nie mam żadnych problemów - dodaję spokojnie.
- Dobra - wzdycha. Wiem, że chce to przedyskutować, ale nie mam ochoty znowu na nią krzyczeć.
- Też mogę Cie o coś spytać ? - pytam. W odpowiedzi kiwa twierdząco głową.
- Od kiedy mnie nie kochasz? - zadaję  pytanie i czuję na rośnie mi gula w gardle. Sam nie wiem czy chcę wiedzieć. Katy tylko wzdycha.
- To za wcześnie na takiego typu rozmowy - bąka.
- Po prostu mi powiedz - mówię szybko.
- O już jesteśmy - zauważa. Wywracam oczami i wychodzę z samochodu. Idziemy na wzgórze i siadamy na trawie.
- Nic się nie zmieniło, co? - uśmiecham się.
- Faktycznie, jest tak samo - uśmiecha się.
- Co powiesz jak wspólny obiad jutro? - proponuję.
- Jutro... Nie mogę - mruczy.
- Albo po prostu nie chcesz - krzywię się.
- Nie, z chęcią bym poszła, ale już się umówiłam -  tłumaczy się.
- Umówiłaś się? Z kim ? - dopytuję się.
- Nie ważne - wzdycha.
- Nie możesz mi po prostu powiedzieć?
- Z kolegą, w sumie to z moim szefem - powiedziała.
- Szefem? - dziwię się.
- No.
- Masz pracę? - pytam.
- A myślisz, że jak się utrzymam ? - irytuje się.
- Gdzie pracujesz? - ignoruje jej pytanie.
- W kawiarni - uśmiecha się.
- No, proszę. A dokładniej - uśmiecham się ciepło. 
- W Taste Of  Paradise.
- Wpadnę - mówię ciepło.
 W rzeczywistości tylko marzę o tym,żeby skopać tyłek temu  całemu szefuńciu. 








Czytasz =  komentujesz



niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 24


Ucieczka





Przetarłem dłonią zaspane oczy. Od razu się skrzywiłem gdy spojrzałem na zimną, pustą stronę łóżka. Poduszka nie jest wgnieciona, kołdra niepotargana, jej drobne ciało z dala od moich objęć. Do moich uszu dobiega piękna melodia grana przez krople deszczu. Patrzę na zegarek, jest 3:57 . Mrugam kilkakrotnie w niedowierzaniu, nigdy nie wstawałem o tej porze.  Bez zastanowienia wyrywam kartkę z byle jakiego zeszytu i chwycę za ołówek. To dobry moment, by przelać na papier co właśnie czuję...


 Czwarta nad ranem, oczy niewyspane, nie mogę zasnąć za oknem płacze deszcz. To do Ciebie wiesz?  To najszczerszy tekst pisze go od serca. Samotność jak gorączka nocą dopada, sam na sam z bezsennością bez skutku się zmagam.Myślę o Tobie i jakoś nie mogę przestać cały mój świat w Twojej osobie się streszczał. Robiliśmy błędy wiem, jesteśmy ludźmi. Życie nie pomogło, knuło co mogło by nas poróżnić. Los wypowiedział wojnę nam, nie było reguł tylko konwulsyjny puls codziennego biegu. Każde niepotrzebne słowo do dzisiaj przeklinam to smutne na co dzień człowiek się zapomina. W końcu zastaje łóżko puste zresztą sama wiesz. Pamiętam jak się uśmiechałaś, jak zasypiałaś delikatną grę mięśni Twojego ciała. Styczniowy deszcz tworzył na gałęziach drzew sople. W powietrzu parował Twój ciepły oddech.Czułem Twój smak byłaś dla mnie tak bliska. Twoje wilgotne włosy obok mojego policzka. Bezpowrotna przeszłość dlatego mnie smuci. To wszystko minęło nigdy już nie wróci ...



Z perspektywy Katy



Gdy tylko otworzyłam oczy spojrzałam w lewą stronę łóżka. Dzisiaj jest pusta... Cóż, powinnam zacząć się przyzwyczajać. Już nie będę się budzić w tych silnych ramionach  chłopaka. To smutne, jak szybko się wszystko skończyło. Najgorsze jest chyba to, że to moja wina. Mogłam to sobie olać, puścić w niepamięć, ale nie. Ja zawsze muszę coś zepsuć. Lepiej byłoby nie czuć, albo cofnąć czas. Nie chcę już tak żyć.
Leniwie zwlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Tam wykonałam wszystkie poranne czynności. Postawiłam jeszcze na lekki makijaż, zdarza się to dosyć rzadko, ale tym razem sobie pozwolę. Nie ma chyba nic złego w wyglądaniu jeszcze bardziej atrakcyjnie, prawda?
Wyszłam z łazienki i poszłam do kuchni. Tam już czekał na mnie Matt z kubkiem kawy.
- Trzymaj - powiedział dając mi gorącą ciecz.
- Dzięki - uśmiechnęłam się.
- Zdenerwowana? - spytał.
- Umm, nie. Dlaczego? - upiłam łyk kawy lekko się uśmiechając.
- To Twoja pierwsza praca, nie denerwujesz się?
- Sądzę, że nie ma czym - wzruszyłam ramionami. Spojrzałam na zegarek, wskazywał 10:45. Czas się zbierać.
- Możemy już jechać, nie chcę się spóźnić... - mruknęłam.
- Jasne, chodź - powiedział miękko po czym pośpiesznie wyszliśmy z mieszkania. Gdy tylko wygodnie się usadowiłam na siedzeniu Matt w końcu przerwał ciszę :
- Mogę Cię o coś zapytać ?
- Pytaj.
- Myślisz, że ten basem to dobry pomysł ? - spytał wyjeżdżając z osiedla.
- A czemu by nie? W końcu wszyscy się przyjaźnimy, tylko jedna rzecz nie daje mi spokoju, po co zaprosili Demi - wymamrotałam.
Cholerna  Lovato.
- Sam nie wiem... Na pewno powinien iść ? - zmarszczył czoło coraz bardziej zbliżając się do lokalu.
- Jasne ! Szczerze mam nadzieję, że mnie nie puścisz samej - zaśmiałam się.
- Z chęcią się popluskam z tymi idiotami - roześmiał się parkując samochód.Pośpiesznie wyszliśmy po czym już po chwili spokojnie staliśmy przy blacie w kawiarni. Cały czas lekko się uśmiechałam, próbowałam zrobić wrażenie miłej i radosnej dziewczyny. Starałam się zapomnieć o wszystkim, Niall'u i o Harry'm, o wszystkim co mogłoby spowodować uronienie choć najmniejszej łzy.
- O, już jesteście. Doskonale - usłyszałam męski głos dobiegający zza zaplecza. Momentalnie spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam niesamowicie przystojnego chłopaka  o blond włosach, jak mniemam specjalnie poczochranych i jasnej cerze. Szczerze mówiąc to nie spodziewałam się tego, że będzie tak niesamowicie przystojny, kuźwa, znowu to powtórzyłam. Ale on rzeczywiście jest ...... niesamowicie przystojny !
- Kevin - wyciągnął do mnie rękę, którą prawie natychmiast chwyciłam.
- Kate - przedstawiłam się. Chłopak na pozór wydaje się być miły i ułożony.
- Przyjadę po Ciebie po pracy - poinformował mnie Matt i zostawił nas samych. Do otwarcia zostało jeszcze kilka minut, a prosił żebym przyjechała wcześniej.
- Chodź, oprowadzę Cię - rzucił McCartney i poszedł w kierunku drzwi, z których niedawno wyszedł. Jak sądzę to było zaplecze. Jak widać nie myliłam się. Blondyn oprowadził mnie po całym lokalu i wszystko dokładnie objaśnił, zdaje się, że chwytam. Z resztą co trudnego może być w sprzedawaniu kawy?  Chyba nic. Z resztą nie ukrywam, że sporo czytałam na necie na temat kaw, więc to tym bardziej powinno być proste.
- Okej, idę wywiesić plakietkę, że czynne. Będziemy pracować dzisiaj tylko we dwójkę, bo Emma jest chora, a Rose zawiadomiła mnie, że dzisiaj nie da rady - wyjaśnił Kevin i odszedł. - Chyba dasz radę? Nasza kawiarnia głównie słynie z pysznej kawy i dobrej atmosfery. Z tego co wiem umiesz parzyć kawę, co nie? - spytał jeszcze.
- Mhm - mruknęłam nieśmiało stojąc tam gdzie w sumie chyba powinnam. Miałam na sobie fartuch w kretyńskie biało czerwone paski.
Gdy tylko do budynku weszła pierwsza osoba ręce zaczęły mi się pocić a w gardle poczułam gulę. To chyba zdenerwowanie.
- Dzień Dobry ! - uśmiechnęła się radośnie kobieta podchodząc do mnie. Na moje oko była po trzydziestce.
- Dzień Dobry, co podać? - spytałam grzecznie również się uśmiechając. Kątem oka widziałam jak Kevin śledzi każdy mój ruch, sprawdza czy dam sobie radę. A nie jestem tego już taka pewna....
- Poproszę, hm... Cafe corretto - zdecydowała się klientka. Jak najszybciej zanotowałam zamówienie na żółtej, niewielkiej karteczce i powiedziałam :
- Dobrze, za chwilę przyniosę.
Kobieta nic nie odpowiedziała, z uśmiechem zajęła jeden ze stolików nieopodal. Rozejrzałam się nerwowo po sprzętach stojących za mną. Wyjęłam z szafki czarną mocną kawę  jak również kilka odmian kawy Arabica i zaparzyłam kawę. Dodałam jeszcze likier i wszystko ładnie wymieszało się w niewielkiej szklaneczce. Kawa wyglądała całkiem ładnie i apetycznie a o zapachu to już nie wspomnę. Uśmiechnęłam się sama do siebie dumna z mojej pierwszej kawy.
Pośpiesznie zaniosłam ją klientce.
- Proszę bardzo. Życzy sobie Pani jeszcze jakieś ciastko? - pytam uprzejmie.
- Umm, chętnie. Co Pani proponuje? - spytała.
- Wuzetkę - odpowiadam grzecznie.
- Zgodę, skuszę się na małe co nieco - śmieje się. Nerwowo się uśmiecham i przynoszę zamówione ciastko. Kobieta kładzie na stoliku wyliczone pieniądze plus całkiem hojny napiwek. Mój pierwszy napiwek!
Grzecznie dziękuje i z uśmiechem wracam z powrotem za ladę. Wkładam pieniądze do kasy i wtedy odzywa się Kevin, obsługujący innych klientów :
- Nieźle jak na pierwszy raz.
- Staram się jak mogę. Popatrz, dostałam napiwek - piszczę na co chłopak cicho chichocze.
- Oby tak dalej - uśmiecha się, odwzajemniam gest i wracam do pracy.


***


- Świetnie sobie radzisz - pochwalił mnie Kevin tuż przed zamknięciem.
- Dzięki - uśmiechnęłam się i zdjęłam w końcu ten idiotyczny fartuch.
- Dasz się zaprosić na obiad? - zapytał.
- To zależy kiedy ... - bąknęłam.
- Może dzisiaj?
- Dzisiaj nie mogę - mruknęłam.
- To może jutro? - spróbował ponownie.
- Bardzo chętnie - uśmiechnęłam się. Mimo, że nadal kocham Niall'a sądzę, że niewinny obiad nie zaszkodzi.
- Super ! Po pracy? - pytał.
- Tak, ale  chciałabym jeszcze pojechać na chwilę do domu - powiedziałam.
- Nie ma sprawy, zawiozę Cię. Poczekam i  gdzieś wyskoczymy - uśmiechnął się.
- Okej - zgodziłam się.
- Bądź jutro po dwunastej, będzie nas trójka, więc będzie lżej. Aha, i pracujemy do 15 a potem zmienia nas Holly - tłumaczy.
- W porządku - mruczę i podchodzę do wyjścia. Matt już na mnie czeka. - Do jutra - rzucam i idę do samochodu. Wsiadam i desperacko opadam na siedzenie.
- Hej - całuje mnie w policzek.
- Hej - odwzajemniam gest.
- Jak tam? - pyta zjeżdżając na autostradę.
- Jest .... okej - wzdycham.
- Na pewno? - upewnił się kładąc dłoń na moje kolano. Szybko zabrałam nogę. Coś mi się tu nie podoba ...
- Taa - bąknęłam nieco podirytowana.




 Z perspektywy Niall`a




- Po prostu jej to powiedz - marudził Harry.
- Po prostu daj mi spokój - powiedziałem błagalnie.
- No tak, najlepiej sobie odpuścić - prychnął.
- Łatwo Ci powiedzieć ! To nie Ty się tak wygłupiłeś - przewracam oczami.
- Powiedziałem jej podobne rzeczy, z wyjątkiem tego burdelu ... - powiedział.
- Gdybym wiedział o tym wcześniej najprawdopodobniej skopałbym Ci tyłek - rzucam.
- Gdybyś nie był takim idiotą nie siedziałbyś tu i nie czekał na cud - krzywi się.
- Zamknij się w końcu - denerwuję się. - Co mam zrobić? Zaraz jedziemy na  basen, może powinienem do niej wydzwaniać i prosić o wybaczenie? - dodaję.
- Tak ! Pokaż jej, że ją kochasz ! - krzyczy Harry.
- Odpuść sobie - wzdycham. W tym momencie do salonu wchodzi wkurzona Danielle i rzuca we mnie jakąś gazetą. Przewracam oczami i skupiam wzrok na okładce. To co widzę wprawia mnie w oszołomienie.

- Jeszcze raz jej kuźwa powiedz, że nadaje się tylko do burdelu - mówi wściekła Dan.
- Wow - tylko tyle wydaje mi się wydusić.
- Ta, wow. Tylko na tyle Cie stać ? Powinieneś siedzieć u niej na wycieraczce i czekać na wybaczenie - powiedziała.
- Próbuję mu to wbić do głowy przez ostatnie dwanaście godzin - powiedział Harry idiotycznie wymachując rękoma.
- Dobra zbierajmy się, bo nie chcę, żeby czekała - wzdycham i podnoszę się z kanapy.
- No nareszcie. Może sam po nią  pojedziesz? - proponuje Harry.
- I pogadaj z nią w końcu o Was, odzyskaj ją - powiedziała Danielle.
Mam już ich dość.
- Powiedziała, że mnie nie kocha, okej ?! - drę się.
Ich miny są wręcz bezcenne. Nie zwracam na to większej uwagi i wychodzę trzaskając drzwiami.  Wsiadam do samochodu i jadę do Matt'a. Kiedy samochód jest zaparkowany wybieram do niej numer.
- Słucham? - odbiera.
- Ubierajcie się, czekam - powiedziałem beznamiętnie.
- O ! Hej, Niall . Już schodzimy - powiedziała radośnie.
Jej kojący głos chociaż na chwilę odciągnął mnie od szarej rzeczywistości. Po niespełna 5 minutach już wsiadali do samochodu. Ona i Matt, taa.
- Cześć - powiedział Miler wsiadając z tyłu. Odpowiedziałem mu bladym uśmiechem.
- Mogę ? - spytała Katy dając mi do zrozumienia, że chce usiąść z przodu.
- Jasne - bąkam.
- W porządku ? -pyta dziewczyna gdy wyjeżdżamy na autostradę.
- Nie - przewracam oczami. W tym momencie jej policzku czerwienią się.
- A u Ciebie? - pytam. Brunetka przecząco kiwa głową, zaciska mocno powieki by nie pozwolić słonym łzom spłynąć. Jestem pewien, żeby gdyby nie było Matta ta rozmowa potoczyła się inaczej. W tym momencie nie mam zbyto pola do manewru.
- Widziałem Cie na okładce gazety, wyszłaś bardzo ładnie - powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Dzięki, sama niedawno się dowiedziałam, że jestem na okładce - zaśmiała się niezręcznie.
Jeżeli chodzi o chłopaka siedzącego z tyłu nawet nie zamierzam z nim gadać. Teraz on z nią mieszka, ma ją na co dzień i Bóg wie co robią.
- Jesteśmy - mruknąłem parkując. Wyszliśmy z samochodu i zaczęliśmy się kierować w kierunku pływalni. Katy pociągnęła mnie lekko za ramię.
- Matt, zaraz dojdziemy - powiedziała i chłopak jakby nigdy nic po prostu nas zostawił.
- Co Ci jest? - pyta.
- No nic - bąkam.
- Przecież możesz mi powiedzieć - mówi zatroskana. Ohh, ciekawe co mam jej powiedzieć.
- Nie sądzę, żeby Ci się chciało tego słuchać, to bzdury - próbuję odbiec od tematu.
- Żadne bzdury, mów - uśmiecha się ciepło.
- To żałosne, ale ... - robię pauzę zastanawiając się nad tym co mam powiedzieć. - Ja... Ja tęsknie - jąkam się. Mięśnie brunetki natychmiast się napinają. Przegryza od  środka policzek, żeby się nie rozpłakać.
- Nie bierz tego do siebie, to nic takiego, mówiłem - próbuję ją jakoś uspokoić. Ale Katy nic nie mówi, za wszelką cenę nie pozwala wydostać się łzom, chociaż widzę jak jest bliska płaczu. Jej warga zaczyna drżeć.
- Proszę, tylko nie płacz - panikuję.
- Nie wiem co mam Ci powiedzieć, Niall - wzdycha. W tym momencie pod basenem parkuje samochód Harry'ego. To ostatnia chwila, żeby się ogarnąć. Mam pomysł.
- Nic nie mów - powiedziałem do brunetki. - Kucnij - rozkazuję i kucam za samochodem, Katy robi to samo. W ten sposób nie zauważą nas. Jak weszli na pływalnie głośno wypuściłem powietrze.
- Co my robimy ? - pyta z zaciekawieniem i rozbawieniem.
- Uciekamy - uśmiecham się i otwieram jej drzwi mojego samochodu od strony pasażera.
- Jesteś niemożliwy - oboje się śmiejemy. Włączam radio, w samochodzie rozbrzmiewają się cudowne dźwięki piosenki Bruno Marsa -  Lazy Song. Zaczynam podśpiewywać jedną z moich ulubionych piosenek i wtedy słyszę, ze Katy robi to samo. Podkręcam głośność na maksa i oboje śpiewamy na cały głos nie przestając się uśmiechać











W rozdziale został zacytowany kawałek piosenki 
 Pih - nigdy już nie wróci


Stwierdziłam jednak, że zostanę przy starym wyglądzie. xD Rozdział dedykuję dla Martynki (xd ). Kocham Cię, słońce  :)